Wartości, których nie można pomijać

NIL

Redakcja MarketBrief poprosiła mnie o komentarz na temat dylematów w definiowaniu wartości publicznej w ochronie zdrowia, w szczególności w czasie pandemii. Skupię się na dwóch pojęciach: dylematy i wartości.

Jako lekarze jesteśmy najbliżej pacjentów i to my stajemy się „twarzą” systemu ochrony zdrowia, ponieważ musimy działać z warunkach ukształtowanych przez wybory polityków i organizatorów ochrony zdrowia. Nas obowiązuje Kodeks Etyki Lekarskiej. Decydentów – nie. Wobec lekarzy zaostrza się  rygory prawa karnego, a urzędników zwalnia z odpowiedzialności za podejmowane decyzje w związku z epidemią COVID 19. 

Takie refleksje są udziałem wielu kolegów – lekarzy w ostatnim czasie. To dla nas gorzka pigułka. Warto by zapytać, jak animatorzy takich regulacji prawnych postrzegają dylematy w definiowaniu wartości publicznej ochronie zdrowia.

Wiemy, że pandemia ujawniła wszystkie słabości i zaniedbania w ochronie zdrowia, które nawarstwiały się przez dziesięciolecia. Wiemy też, że zmian nie dokona się natychmiast, a dyskusja o tzw. docelowym modelu ochrony zdrowia jest ciągle przed nami. Mam nadzieję, że lekcja pandemii i zarządzania koronawirusową sytuacją kryzysową nie zostanie zmarnowana.

Osobiście, nie wtóruję krytykom decyzji podjętych na początku pandemii. Sam apelowałem o jak najszybsze wprowadzenie zakazu organizowania imprez masowych, o ograniczanie możliwości rozprzestrzeniania się wirusa. Za mało o nim wiedzieliśmy. Miałem też świadomość, podobnie jak wielu moich kolegów, że polska ochrona zdrowia nie była przygotowana na falę zachorowań, której – obserwując inne kraje – można było się spodziewać.

Dużym błędem natomiast było skoncentrowanie się na koronawirusie, a stracenie z pola widzenia innych problemów zdrowotnych polskiego społeczeństwa. Choroby przewlekłe, onkologiczne, kardiologiczne, neurologiczne, stany nagłe, problemy psychiatryczne zwłaszcza dzieci i młodzieży  nie zostały zahibernowane tak jak gospodarka i życie społeczne. Należy się spodziewać, że brak interwencji lekarskiej w pierwszej połowie roku, przyniesie negatywne skutki w późniejszym terminie.

Jako środowisko alarmowaliśmy w tej sprawie, wskazywaliśmy na błędne decyzje co do szpitali jednoimiennych, polityki testowania, dostępu do środków ochrony indywidualnej, wykorzystania kadr lekarskich itp. Nie byliśmy słuchani. Ignorowano nasze apele, odtrącano gotowość dzielenia się doświadczeniem gromadzonym na pierwszej linii.  Gdyby decydenci chcieli nas wysłuchać, najprawdopodobniej uniknęliby wielu błędnych decyzji lub reagowaliby szybciej i skuteczniej.

Myślę, że ostatnie miesiące były praktycznym ćwiczeniem dla tych, którzy  dyskutują o dylematach w definiowaniu wartości publicznej. Podstawową zasadą powinno być przyjęcie perspektywy pacjenta, jego bezpieczeństwa zdrowotnego. Przy takiej hierarchii wartości, łatwiej jest dokonywać wyborów, określając procesy i zarządzając ograniczonymi zasobami.

Gdyby zatem radary zarządzających kryzysem ustawione były na pacjentów (nie tylko covidowych), wtedy naturalne byłoby otwarcie na sygnały napływające od praktyków (wręcz takie oddolne informacje byłyby pożądane).  Modelowanie matematyczne – z całym szacunkiem dla wiedzy i umiejętności ekspertów z tej dziedziny – nie wystarcza.

Zdrowie to ludzie – pacjenci oraz ci, którzy mają ich ratować i leczyć – ich postawy, zachowania, emocje, motywacje, społeczne relacje, komunikacja. Również realia codziennej pracy na SOR, na sali operacyjnej, w gabinecie czy przychodni. W zarządzaniu kryzysowym nie można takich aspektów pomijać.

Mam nadzieję, że dzięki doświadczeniu pandemii lepiej przygotujemy się na inne kolejne kryzysy, których wykluczyć nie można, a także wyciągniemy wnioski co do tzw. docelowego modelu ochrony zdrowia i trybu pracy nad nim. Samorząd lekarski z racji roli zapisanej w konstytucji i specyfiki naszego zawodu niewątpliwie nie jest łatwym  partnerem dla decydentów, ale trudno sobie wyobrazić rozstrzyganie dylematów w definiowaniu wartości publicznej w ochronie zdrowia bez naszego udziału.

Są złe i bardzo dobre przykłady – prof. Marek Rękas o okulistyce w dobie pandemii

Marek Rękas

W cyklu „Demokratycznie o zdrowiu” poruszamy problem kształtowania wartości publicznej w ochronie zdrowia. Przyglądamy się dziedzinom medycyny i sytuacji wszystkich pacjentów. Dziś Robert Mołdach rozmawia z prof. Markiem Rękasem, konsultantem krajowym w dziedzinie okulistyki, o funkcjonowaniu i perspektywach sektora oraz o tym, jakie skutki pandemia niesie dla chorych. Zachęcamy do wysłuchania podcastu.

 

 

Robert Mołdach: Każdego dnia poznajemy skutki pandemii dla pacjentów, którzy zachorowali na COVID-19, ale także coraz lepiej rozumiemy jak pandemia oddziałuje na innych chorych. Rozmawiamy więcej o onkologii, o kardiologii. Ale także okulistyka to taki obszar, któremu warto się przyjrzeć. Jeżeli spojrzymy na liczby opublikowane na portalu „Zdrowe Dane” Narodowego Funduszu Zdrowia, to widzimy, że do końca lipca i ekstrapolując je na cały rok, prawdopodobna liczba wykonanych operacji usunięcia zaćmy będzie w tym roku o sto kilkadziesiąt tysięcy zabiegów niższa. W ubiegłym roku wykonaliśmy 355 tys. tych operacji, a dzisiaj będzie to 220 tys. operacji. To cofnięcie się do roku aż 2014. Jakie to przyniesie skutki dla pacjentów, dla świadczeniodawców, dla personelu? To jest jednak bardzo duża zmiana.

Prof. Marek Rękas: Niewątpliwie. Tak naprawdę system od strony leczenia zaćmy jest przygotowany do tego, żeby każdy ośrodek mógł maksymalizować usługę w tym zakresie i tak było do momentu wybuchu pandemii. Pandemia spowodowała dwie zmiany. Jedną po stronie pacjentów – pacjenci obawiają się trafić do szpitala z powodu ryzyka. Drugą po stronie lekarzy – są większe wymagania związane z ruchem pacjentów, z dystansem, jaki musimy zachowywać. Niemniej, jeśli chodzi o okulistykę i działania, jakie podjęliśmy, to przypomnę, że już w pierwszym miesiącu pandemii, wskazałem jako konsultant krajowy w dziedzinie okulistyki pilne przypadki, które moim zdaniem powinny być wykonywane. Wśród nich były także pilne przypadki zaćmy. W maju pojawiło się już przyzwolenie na wykonywanie wszystkich procedur z zachowaniem dystansu społecznego i wszystkich zasad, jakie nakłada na nas pandemia.

R.M.: To jest wszystko bardzo cenne, ale jednak liczby pokazują, że albo nie wszyscy się do tego zastosowali, albo pacjenci nadal się obawiają, albo ta obawa jest w szpitalach. Bo jeśli mielibyśmy zakończyć rok z rezultatem 220 tys. zabiegów, to być może powinniśmy podejmować kolejne działania.?

M.R.: Uważam, że co mogłem zrobić, to jest zrobione. Natomiast rzeczywiście jest tak, jak Pan mówi, że interpretacja tych wszystkich wytycznych na poziomie ośrodków okulistycznych jest bardzo zróżnicowana. Ta interpretacja często uniemożliwia funkcjonowanie ośrodkom okulistycznym. Przypomnijmy, że niektóre oddziały okulistyczne znajdują się w szpitalach jednoimiennych i naturalnie mają duży problem. Ale są też oddziały, które u wszystkich pacjentów wykonują testy w kierunku COVID-19 – to jest kolejne utrudnienie. Wielu lekarzy znajduje się na kwarantannach w sposób rotacyjny, co odbija się na liczbie operacji, jakie poszczególne ośrodki wykonują. Myślę, że są złe przykłady i bardzo dobre przykłady. U mnie w klinice w początkowym okresie rzeczywiście było duże zmniejszenie liczby operacji, chociaż nigdy nie można było powiedzieć, że zaprzestaliśmy ich wykonywania. W tej chwili operujemy właściwie normalnie. Do końca roku mamy założony kontrakt do wypracowania i on będzie wypracowany w całości zarówno w zakresie zaćmy, co dla nas jest bardzo ważne, jak i w zakresie ryczałtu, czyli procedur takich jak witrektomia, jaskra i innych. Dla okulistów, którzy umieją się zorganizować, widzę nawet szansę na zwiększenie obrotów oddziałów okulistycznych dlatego, że dyrektorzy, może nie we wszystkich szpitalach, są skłonni część ryczałtu przesuwać na okulistykę. Tak jest np. w moim szpitalu, gdzie podjęliśmy inicjatywę, by zamieścić ogłoszenia w gazecie, że w niektórych zakresach takich jak witrektomia, kolejki w tej chwili nie ma. Pracujemy już na pozycję wyższą w Warszawie.

R.M.: Tylko pytanie, czy to się uda wszystkim placówkom, bo biorąc pod uwagę, że szpitale będą się musiały do połowy przyszłego roku rozliczyć ze środków, które otrzymują – otrzymują przypomnijmy 1/12 wartości kontraktu i powinny nadrobić cały plan do połowy przyszłego roku – to część z nich będzie miała jednak z tym problem. Czy ze strony konsultanta krajowego, czy ze strony interesariuszy powinna odbyć się dyskusja, jak takim szpitalom pomóc, czy zakładamy, że sytuacja się ustabilizuje i wszyscy odzyskają sprawność działania?

M.R.: Nie wiem, czy trzeba wprowadzać sztuczne regulacje i komuś pomagać, bo rynek działa także w czasie pandemii. I skoro są przykłady pozytywne, to pewnie i są przykłady negatywne, wynikające z pewnych decyzji biznesowych podejmowanych po stronie ordynatorów, jak i ich przełożonych, czyli dyrektorów szpitali. Nie widzę tutaj powodu, jeżeli jest rynek na operacje zaćmy, żeby nie korzystać i nie operować pacjentów. To jest pochodną pewnie organizacji części ośrodków. Należało, i ja to wskazywałem przez kilka ostatnich lat, przekształcać oddziały okulistyczne w tym kierunku, by powstawał pion sekretarek medycznych, czyli personelu, który zajmuje się ruchem chorych na oddziale, umawia kolejkę, codziennie pracuje systematycznie nad tym, żeby w kolejce oczkujących nie powstawały „dziury”, które powodują, że oddział okulistyczny nie ma co robić. Taka sytuacja w pandemii jest nasilona niewątpliwie. Pacjenci mają obawy i mają też prawo do przesuwania zabiegów.

R.M.: Pacjenci chyba są niepewni, jak się zachować. Zastanawiam się w jaki sposób pomagać pacjentom, w jaki sposób tłumaczyć i edukować, że odkładanie operacji zaćmy na później to nie jest najlepsze rozwiązanie, a z drugiej strony w jaki sposób ograniczać ich obawy. Czy powinny być prowadzone jakieś działania informacyjne – mam tu na myśli działania na poziomie centralnym ze strony Ministerstwa Zdrowia. Dobrze zorganizowane szpitale też mogą być wykorzystane do tego, aby zachęcać pacjentów. Myślę, że nie tylko w okulistyce pacjenci są zagubieni.

M.R.: Na każdym poziomie potrzebne są działania informacyjne – na poziomie centralnym, na poziomie konsultanta wojewódzkiego, krajowego, na poziomie towarzystw naukowych – działania informujące pozytywnie pacjentów. Natomiast najważniejsze są działania z poziomu ośrodków okulistycznych bezpośrednio zainteresowanych tym, by kontrakt, który jest zaplanowany do wykonania, został wykonany, żeby ten oddział okulistyczny, który z tego kontraktu ma pensję dla pracowników, mógł funkcjonować. Pacjenci skądś pochodzą, gdzieś mieszkają, komuś ufają. Okulista, ordynator oddziału okulistycznego jest takim elementem władzy, którą musi sprawować. Musi pacjentów leczyć, informować i jeżeli ta funkcja nie będzie działała, to apelowanie z poziomu czy konsultanta wojewódzkiego, krajowego czy nawet rządu, nie będzie skuteczne. Z liczb, które Pan przedstawia, które są też mi znane z Narodowego Funduszu Zdrowia, wynika, że niektóre ośrodki wykonują mniej niż 50% zabiegów w stosunku do roku poprzedniego. To nas cofnęło do roku 2014, gdzie przypomnę, mamy już system ustawiony, i właściwie nie powinno być takich problemów.

R.M.: Być może pacjenci nie są na odpowiednim etapie diagnozowani? To jest cały łańcuch leczenia, w którym uczestniczą specjaliści z różnych dziedzin i gdzieś ten pacjent najpierw powinien zostać zdiagnozowany i dopiero na końcu tego procesu trafia na operację. Czy w tym zakresie mamy szanse na działania mobilizujące?

M.R.: Tu rzeczywiście może być pewien problem dlatego, że w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, nie udało się nam poczynić dużych zmian w okulistyce. Duże zmiany poczyniliśmy w zakresie hospitalizacji, w zakresie leczenia zaćmy, natomiast w AOS jesteśmy właściwie przed zmianami. Pacjent z jednej strony może mieć trudności, żeby dostać się do lekarza okulisty, a z drugiej strony może być w AOS, jeśli chodzi o zaćmę przetrzymywany zbyt długo. Wtedy liczba pacjentów, która dociera do oddziałów okulistycznych jest mała. Ale ja bym nie wskazywał tego jako duży problem. Jednak działania na poziomie centralnym, prezentowanie w telewizji, jakie zmiany się dokonały, spowodowały, że pacjent jest zorientowany co to jest zaćma, jak należy postępować i kiedy się zoperować. O tym ja wielokrotnie mówiłem, ministrowie mówili w telewizji, wszyscy to ogłaszaliśmy, gdy te zmiany wchodziły.

R.M.: Jakie w takim razie powinny być najważniejsze rekomendacje na przyszłość, czy to w zakresie organizacyjnym, edukacyjnym, świadomościowym. W jaki sposób, jeżeli chodzi o najbliższe miesiące, czy perspektywę przyszłego roku, jak powinniśmy przeciwdziałać pogarszaniu się stanu zdrowia i wzroku pacjentów?

M.R.: Przede wszystkim należy poprawić sytuację w tych ośrodkach, które mają jakieś zaległości. Nie mamy do czynienia w tej chwili z taką sytuacją, że można zmniejszyć obroty o 50%. To moim zdaniem nie jest rozsądne. To NFZ przez mechanizm finansowy powinien podejmować decyzje dotyczące nawet zmniejszenia liczby ośrodków okulistycznych dlatego, że kolejka oczekujących w tej chwili w Polsce na pewno jest krótsza niż pół roku. U mnie w ośrodku to 3-4 miesiące – to nie jest kolejka za długa. Optymalna powinna być do pół roku. I tak naprawdę, jeśli takie decyzje miałyby zapadać, to należałoby się przyjrzeć, jak wygląda mapa rzeczywistych potrzeb zdrowotnych okulistyki i regulować to w dalszym ciągu. Pandemia stała się próbą wysiłkową dla okulistyki, bo nie sądzę, że
powróci sytuacja, gdzie pacjentów znacznie przybędzie. Trochę może przybędzie, a my już bardzo dużo zrobiliśmy. Należałoby już podjąć działania zmierzające do utrzymania kolejki do pół roku i zacząć przestrzegać pilnych przypadków – przypomnę, że w Polsce pilnych przypadków było około 10%, a w UE jest to kwestia promila. Należy nawet zagwarantować ze strony Ministerstwa Zdrowia pacjentowi długość kolejki np. poniżej sześciu miesięcy i te ośrodki, które mają taką kolejkę, gratyfikować finansowo.

R.M.: To bardzo intersująca refleksja, że pandemia jest czymś na kształt stress-testu, próby wysiłkowej dla całego systemu, ale także dla  poszczególnych jego dziedzin. W sytuacji, kiedy występuje taki test wydolnościowy, powinno się to stać czynnikiem mobilizującym do dokonania zmian, a te zmiany, o których w okulistyce od ładnych paru lat czy dłużej rozmawiamy, to jest podnoszenie efektywności całego systemu, i kwestie dotyczące jakości, o których także pan Profesor wielokrotnie mówił. Czyli czeka nas wiele wyzwań i obyśmy wykorzystali tę sytuację jako szansę i doskonalili system.

M.R.: W kierunku płacenia za jakość. Właściwie w okulistyce, w dwóch dziedzinach – w AMD i zaćmie – zaczynamy mieć do tego podstawy. Te decyzje nie należą w tej chwili do konsultanta krajowego tylko do decydentów ze strony Narodowego Funduszu Zdrowia i MZ, by tę jakość zauważyć.

R.M.: Czyli myślmy o jakości i myślmy także o dostępności i o tym, by rozwiewać obawy pacjentów.

Oby szkodliwe przepisy zmieniono, a całą sytuację wykorzystano do wprowadzenia systemu no-fault

Łukasz Jankowski

Nowelizacja Kodeksu Karnego, zawarta w tarczy 4.0 i mogąca wpłynąć na orzekane przez sądy kary za błędy medyczne, stała się obowiązującym prawem.

Reakcją medyków było wyjście na ulice – Manifestacja Porozumienia Zawodów Medycznych, która 8 sierpnia przeszła ulicami Warszawy. Efekt? Moim zdaniem na ocenę jest jeszcze za wcześnie. Liczą się fakty – a przepis wciąż obowiązuje.

Być może naszą czujność uśpiły brzmiące jeszcze w uszach „brawa dla medyków”, bądź też po prostu jesteśmy zmęczeni epidemią i ciągłym tropieniem nowych legislacyjnych wrzutek – bo początkowo nikt nie zwrócił uwagi na zawarte w nowelizacji ustawy „o dopłatach do oprocentowania kredytów bankowych” przepisy mogące odnosić się do błędów medycznych.

Mieliśmy poczucie, że sprawa karania błędów medycznych, kolokwialnie mówiąc, trafiła na śmietnik historii szkodliwych zapisów prawnych – przecież próba wprowadzenia podobnych przepisów ponad rok temu, po protestach środowiska, zakończyła się skierowaniem przez Prezydenta ustawy do Trybunału Konstytucyjnego, który zresztą stwierdził niekonstytucyjność tamtego procesu legislacyjnego. Teraz takich wątpliwości już nie było – wprowadzane w ekspresowym tempie przepisy weszły w życie, wywołując dalsze protesty środowiska, a za tym reakcje władzy kwestionującą zasadność tych protestów.

Rządzącym udała się sztuka niełatwa – „zakręcili” opinią publiczną, przekonując, że wprowadzone przepisy nie dotyczą lekarzy. Wykorzystano przy tym zawiłość przepisów oraz trudno zrozumiały dla odbiorców hermetyczny język prawniczy. Minister Warchoł przekonywał przedstawicieli NRL, że informacja o możliwym zaostrzeniu kar za błędy medyczne to wyłącznie interpretacja przepisów przez nierzetelnych prawników. W świat szła również narracja, a w istocie prawnicza gra słów, że kary za błędy medyczne nie są przecież zaostrzane (maksymalny wymiar kary nie ulega wszak zmianie) – rządzący jednak nie odnieśli się do faktu, że przepisy przesuwają ciężar orzekania w stronę kary bezwzględnego więzienia zamiast tzw. kar wolnościowych. Narracja władzy okazała się skuteczna – do dziś część pacjentów jest zdezorientowanych co do sensu wprowadzanych regulacji, a nawet w środowisku medycznym wciąż słychać głosy typu: „O co protestujemy? Przecież nowelizacja art.37a nie jest wymierzona w lekarzy?”. O skuteczności swojej narracji wydawała się być przekonana również władza. Drugie spotkanie przedstawicieli NRL z Ministerstwem zostało odwołane, tak jakby sprawa dialogu w tej kwestii została zakończona.

Medycy nie złożyli jednak broni. Przekonani – i słusznie – o szkodliwości wprowadzanych zmian w Kodeksie Karnym, zorganizowali manifestację. Pozornie – przemarsz jakich wiele… Przemarsz w czasie epidemii – w zasadzie będący symbolem niezgody – ograniczony ze względu na epidemię do symbolu, bo nie mogło to być wyprowadzenie na ulice tysięcy ludzi, odzwierciedlające rzeczywistą niezgodę na szkodliwe zmiany w prawie. Z tym większym zdziwieniem, ale i satysfakcją, przyjęliśmy przekazaną przez rzecznika MZ informację, że „Minister zdrowia spotkał się w ostatnim czasie z ministrem sprawiedliwości, by omówić formułę prawną dotyczącą niezawinionych błędów medycznych. Szef MS jest otwarty na propozycje zmian”. Czy to manifestacja przekonała władzę, że wprowadzone przez nich przepisy biją w pacjentów i medyków i że trzeba się tym pilnie zająć? Czy poprzednia narracja stała się jednak „nieaktualna”. Oby szkodliwe przepisy zmieniono, a całą sytuację wykorzystano do wprowadzenia systemu no-fault w Polsce. Środowisko medyczne zabiega o to od dawna!

System skoncentrowny na pacjencie covidowym

RPP

W cyklu „Demokratycznie o zdrowiu” Robert Mołdach i Grzegorz Ziemniak z IZiD rozmawiają z ministrem Bartłomiejem Chmielowcem, Rzecznikiem Praw Pacjenta. Zachęcamy do wysłuchania podcastu:

 

 

Robert Mołdach: Od dłuższego czasu obserwujemy fale pandemii. Większość komentatorów koncertuje się na falach pandemii związanych z liczbą przypadków zakażenia koronawirusem, z liczbą chorych, natomiast najbardziej nas chyba jednak w tej rozmowie interesuje fala pandemii związana ze skutkami wtórnymi, które generuje pandemia COVID-19, czyli nie tylko chorzy na COVID-19, ale także skutki związane z przerwaniem leczenia, z niezdiagnozowanymi pacjentami, z pacjentami, u których objawy choroby zostały wykryte z dużym opóźnieniem, którzy nie otrzymali właściwej opieki i szczególnie być może coś, czego jeszcze nie dostrzegamy w pełnej skali, czyli problemy ze zdrowiem psychicznym w związku ze zmianą stylu życia, pracy, otoczenia, w którym funkcjonujemy, także samotnością.

Grzegorz Ziemniak: Mamy dane, jak spadły wizyty w POZ, jakie mamy spadki liczby procedur w szpitalnictwie, jaka jest liczba wydawanych kart DiLO, czy jak spadła liczba zabiegów w okulistyce. To są kwestie kilkunastu procent spadków, czy nawet, jak w przypadku okulistyki, połowę spadku wykonywanych zabiegów. Jak Pan minister ocenia skutki tego zjawiska i tak drastycznego pogorszenia dostępności świadczeń? Jakie w tym obszarze sygnały docierają do Pana ministra jako Rzecznika Praw Pacjenta, jaka jest Pana diagnoza?

Bartłomiej Chmielowiec: Już przed epidemią mieliśmy bardzo poważne problemy z dostępem do świadczeń zdrowotnych w odpowiednim czasie, w odpowiednim terminie, a przecież to jest główny problem w systemie ochrony zdrowia i te problemy niestety się nawarstwiły w czasie epidemii. Faktycznie system skoncentrował się na pacjencie COVID-owym, zapominając o pacjencie nie-COVID-owym, a to przecież nowotwory, czy choroby układu krążenia są największymi zabójcami, jeżeli chodzi o zdrowie Polaków. My otrzymaliśmy wiele sygnałów od pacjentów, te sygnały się podwoiły, a nawet potroiły w niektórych miesiącach i największy problem to problem z dostępem do świadczeń zdrowotnych. To pacjenci zgłaszają i to na wielu poziomach, zarówno na poziomie Podstawowej Opieki Zdrowotnej – był problem z dodzwonieniem się do placówki, już pomijając to, żeby się umówić na daną wizytę – czy problem z dostępem do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej i w końcu problem z dostępem do lecznictwa szpitalnego. I to się przekłada na kwestie związane ze zmniejszoną liczbą świadczeń. Jeżeli chodzi o POZ, to wiemy, że w pierwszym półroczu 2019 roku tych świadczeń było ponad 40 mln, teraz mamy 28 mln. To się przekłada na niewykryte choroby, na dużo mniejszą liczbę kart DiLO, na późniejsze wykrycie chorób nowotworowych. I to będzie się przekładało na deficyt systemu ochrony zdrowia, na deficyt zdrowia publicznego Polaków. Jest to niepokojące zjawisko, nawet bardzo niepokojące i w tym zakresie powinniśmy podejmować działania, żeby przywrócić system ochrony zdrowia do stanu sprzed epidemii dla pacjentów nie-COVID-owych.

R.M.: To jest to zdanie, które jest kluczowe, że powinniśmy podejmować pewne działania, bo zwykle ta część analityczna, w której obserwujemy świat, dokonujemy opisu wydarzeń, jest jednak łatwiejsza. Dużo trudniej jest dokonywać syntezy, wyciągać wnioski, podejmować zawczasu właściwe działania. Oczywiście COVID jest wydarzeniem nadzwyczajnym, ale to właśnie z inicjatywy Pana ministra została powołana grupa ekspertów przy Rzeczniku Praw Pacjenta. Prowadzi Pan minister intensywne konsultacje z organizacjami pacjentów i wydaje się, że tam pewne rekomendacje padały.

G.Z.: Mamy rekomendacje organizacji pacjentów, ale mówi się też o wprowadzeniu rachunku wartości publicznej – narzędzia, które ma określać korzyści i straty związane z potencjalnymi ingerencjami w politykę zdrowotną państwa. Mamy też rosnące dramatycznie wskaźniki śmiertelności zależne nie tylko od COVID-u. Jakie działania Pan minister widzi, które można zaplanować? Co powinniśmy zrobić w najbliższym czasie, żeby ograniczyć szkody, ale też myśleć perspektywą przyszłości.

B.C.: Dokładnie tak. Ja tylko przypomnę – już 22 kwietnia Rada Ekspertów wydała rekomendacje, które w części zostały później zrealizowane, a w części nadal są aktualne. Przypomnę te rekomendacje: przywrócenie pełnego funkcjonowania systemu ochrony zdrowia dla pacjentów z innymi jednostkami chorobowymi, wdrożenie ogólnych wytycznych dla postępowania z pacjentami ambulatoryjnej opieki i lecznictwa w dziedzinach innych niż zakaźne, kwestia związana ze zdefiniowanie roli POZ w opiece nad pacjentami z podejrzeniem COVID-19. Była też kwestia dotycząca rachunku wartości publicznej. Również była o tym mowa 22 kwietnia, żebyśmy się zastanowili co jest istotne, jak te konsekwencje decyzji będą wpływały na inne obszary zdrowia publicznego. Ja już w czerwcu też apelowałem do placówek POZ, żebyśmy się zbytnio nie zachłysnęli teleporadą, że teleporada jest bardzo dobrym rozwiązaniem, bardzo potrzebnym, ale nie jedynym, że są takie schorzenia, takie jednostki chorobowe, że musimy tę wizytę odbyć osobiście. Na początku czerwca o tym mówiłem. Później dopiero pojawiły się informacje, że faktycznie w części placówek być może to nie funkcjonuje tak jak powinno funkcjonować. Oczywiście powinniśmy się zastanowić co teraz, co w tej sytuacji. Mamy Rocevery Plan, czyli plan ministra zdrowia, który ma być wdrożony zaraz po tym jak poradzimy sobie z pandemią. Wydaje mi się, że punktem wyjścia do tej kwestii to jest kwestia informacji i edukacji. Jeżeli chcemy, żeby szczepionka była tym elementem, który zatrzyma pandemię, to musimy przekonać obywateli do tego, żeby chcieli się zaszczepić. A żeby przekonać obywateli do tego, to musimy postawić na spójną informację, rzetelną informację, transparentną informację i edukację. Jeżeli to nie zadziała, to obywatele się nie zaszczepią i nie skorzystają z Recovery Planu, czyli powszechnej diagnostyki, którą mamy wszyscy odbyć po 40 roku życia po tym jak poradzimy sobie z pandemią.

R.M.: To są niezwykle ważne postulaty tylko trochę rodzi się we mnie obawa, że mamy wiedzę, formułujemy postulaty, natomiast ich wdrażanie idzie jednaj dość powoli. Powód tego, że akurat teraz rozmawiamy jest dokładnie ten, o którym Pan minister powiedział, że są bardzo konkretne rzeczy, które są obecnie do zrobienia związane z komunikowaniem, z planowaniem i z olbrzymim przedsięwzięciem dotyczącym szczepień na niespotykaną do tej pory w Polsce skalę, ale to pacjenci muszą być do tego przekonani. Pacjenci mają chyba dzisiaj dużą niepewność i przed ochroną zdrowia, przed chodzeniem do szpitala, a tym bardziej przed szczepieniem się.

G.Z.: Są dane dotyczące liczby chętnych do zaszczepienia na poziomie 50 proc. Chyba tak niskiego wyniku nigdy jeszcze w historii badań dotyczących szczepień nie było.

B.C.: Pacjenci są zdezorientowani, podam przykład. Zapada decyzja wojewody o tym, żeby przekształcić jakiś szpital bądź oddział tego szpitala w szpital, który będzie się zajmował pacjentami z COVID-19 i nie ma żadnej informacji dla pacjentów, co z tymi pacjentami, którzy leczyli się w tym szpitalu, co z kontynuacją leczenia. A to powinny być podejmowane działania wojewody, sztabu kryzysowego przy wojewodzie wspólnie z dyrekcją tego szpitala, aby po pierwsze zaplanować gdzie ci pacjenci mają być rozdysponowani, jeśli chodzi o inne placówki, gdzie ma być zaplanowane leczenie tych pacjentów, a jednocześnie ta informacja musi do tych pacjentów trafiać, a niejednokrotnie jest tak, że to sam pacjent musi dzwonić. Tak jak powiedziałem, musi być rzetelna, transparentna informacja i edukacja, kampanie społeczne, które po pierwsze będą starały się przekonać nas obywateli do tego szczepienia, żeby powstrzymać pandemię, ale z drugiej strony, żeby nas przekonać do badań diagnostycznych, bo żebyśmy mogli nadrobić ten deficyt zdrowia publicznego, to powinniśmy jaka najszybciej nadrobić kwestie związane z diagnostyką i oczywiście z wizytami. O edukacji już mówiłem od bardzo dawna i nadal to powtarzam, że powinniśmy zbudować jedną wizję edukacji zdrowotnej w Polsce, zaczynając od wiedzy o zdrowiu już w szkołach podstawowych i przedszkolach, ale również budowanie tej edukacji zdrowotnej szerzej, żeby wszystkie działania wszystkich urzędów, zaangażowanych w system ochrony zdrowia szły jednym torem, żeby te działania jeśli chodzi o edukację zdrowotną były zaplanowane. A ja teraz mam wrażenie, że wiele urzędów działa trochę na własną rękę i to nie są skoordynowane działania, jeśli chodzi o edukację zdrowotną.

G.Z.: To sytuacja pokazująca tzw. antyprawo komunikacji, sformułowaną przez profesora Wiio, że komunikacja generalnie zawodzi, chyba że uda się przez przypadek, ale chyba nie chcielibyśmy takiej sytuacji pielęgnować. Panie ministrze, a jak Pan widzi te inicjatywy, które nawet w ramach Recovery Planu, ale też innych działań powinny być przewidziane dla innych grup pacjentów poza-COVID-owych, bo przed nami są jeszcze zupełnie niewidoczne kolejne fale pandemii, których na razie w ogóle nie widzimy na horyzoncie. A obserwujemy  przecież obecnie wzrost sprzedaży antydepresantów, wzrost spożycia alkoholu, wzrost śmiertelności na skutek niewykrytych czy odroczonych w czasie chorób, chociażby nowotworowych i nieleczonych na czas. To jest tsunami, które nadciąga. My na razie jesteśmy na tratwie, która jest szarpana wiatrami i huraganami, ale jeszcze ta ogromna fala jest nieznana i z nieznanej strony nadejdzie. Jakie działania widzi Pan w nadchodzącej, dalszej perspektywie? Co powinno się wydarzyć i co powinniśmy zrobić i czy de facto mamy jakąś szansę na optymistyczny scenariusz.

B.C.: Tych działań powinniśmy podjąć bardzo wiele, więc pewnie się nie da w tak krótkim czasie wszystkich wymienić, ale tak w skrócie wskazałbym na co najmniej dwa działania. Po pierwsze to kwestia opieki psychiatrycznej i już nie pilotaż centrów zdrowia psychicznego tylko faktyczne ich wdrożenie na terenie całego kraju. Dane wskazują na sukces tego pilotażu. Centra zdrowia psychicznego pokazały jak wdrożyć nowy zawód, jak nowy zawód – asystenci zdrowienia – mogą wspomóc proces leczenia w sytuacji, kiedy mamy deficyt, jeśli chodzi o personel medyczny. Druga kwestia – ustawa o jakości i bezpieczeństwie pacjenta, niezmiernie istotna kwestia, żebyśmy w końcu wskazywali i premiowali jakość w systemie ochrony zdrowia. Nie może być tak, że jedna placówka leczy w taki sposób, że pacjenci są kompletnie niezadowoleni, nie ma to przełożenia na wartość dodaną w systemie ochrony zdrowia, a druga jest bardzo dobrze zarządzana, świetnie sobie radzi, są wdrażane rozwiązania, są monitorowane chociażby zdarzenia niepożądane, a z tego tytułu nie ma finansowego wzmocnienia tej placówki. I trzecia kwestia – diagnostyka, o której też mówimy od wielu lat. Mówimy o wydzieleniu funduszu w POZ, który to fundusz byłby tylko i wyłącznie przeznaczony dla diagnostyki pacjentów.

G.Z.: No i ta komunikacja ważna niesamowicie, która powinna być cały czas kluczowym elementem myślenia o polityce informacyjnej zarówno rządu, jak i w ogóle ochrony zdrowia, bo to uspokaja pacjentów, lekarzy a dziś podnosi temperaturę dyskursu i emocje.

B.C.: Tę komunikację powinniśmy zaplanować na wiele, wiele lat, z pewnymi etapami, jak ją wdrożyć, na jakim etapie. Indywidualne konto pacjenta to jeden z elementów, ale to powinien być plan edukacyjny, informacyjny, komunikacyjny budowany na wiele lat do przodu z terminami jego wdrożenia.

R.M.: Można więc powiedzieć, że postulatem takim ogólnym jest postulat myślenia o wszystkich pacjentach, o kształtowaniu zrównoważonej opieki zdrowotnej, dostosowanych do tego interwencjach i to są rzeczywiście fenomenalne spawy. Miejmy nadzieję, że uda się je wszystkie wdrażać, choć zakres wyzwań jest niezwykły.

Narodowe odrabianie lekcji

Jakub Gołąb

Ten krótki felieton powstaje 11 listopada, w Narodowe Święto Niepodległości. Myślę sobie, że ten ważny przymiotnik powinniśmy pielęgnować i zachowywać na takie właśnie wyjątkowe okazje.

Wyspecjalizowaliśmy się w zrywach, czynach, akcjach, ruszeniach i wzmożeniach. Za często reagujemy kosztem kreowania. Na co dzień życzyłbym więc sobie mniej romantyzmu, a więcej pozytywistycznego podejścia do rzeczywistości. Przewagi strategii nad taktyką.

Wolałbym, byśmy żyjąc w zgodzie z najwyższymi ideałami częściej przywoływali choćby pojęcie wartości w ochronie zdrowia, o których pisał dr Robert Mołdach. Próbowali je definiować i konsekwentnie realizować w praktyce. W czasie pandemii jak na dłoni widać, że nawet najzręczniejsza taktyka nie wystarczy. Potrzebujemy strategii i systematyczności.

Henry Ford powiedział kiedyś, że „Nic nie jest szczególnie trudne do zrobienia, jeśli tylko rozłożyć to na etapy.” Wiem, że minister Adam Niedzielski to człowiek pozytywistyczny, który ma pełną świadomość powyższego. Jak powinna wyglądać przyzwoita strategia pokazał choćby prezentując półtora roku temu Strategię Rozwoju NFZ. Jak każdy z dotychczasowych ministrów zdrowia potrzebuje przestrzeni, politycznego wsparcia, konsensusu oraz czasu (którego niestety nie ma). Jak każdemu „wyczynowemu kierowcy” niezbędny mu jest też wyspecjalizowany i zaangażowany zespół oraz wydajny pojazd. Bez tego nawet najzdolniejszy człowiek nie zdoła osiągnąć sukcesu. A tego ostatniego potrzebujemy wszyscy.

Myślę, że potrzebujemy nie „Strategii walki z COVID19”, a bardziej „Strategii Organizacji Ochrony Zdrowia w czasie pandemii COVID19.” I tego co po niej.

 

Mówi się, że pandemia zmieniła wszystko i musimy tworzyć nową normalność. Właśnie – tworzyć nową normalność, nie zaś godzić się z „nową nienormalnością”. To lekcja, którą musimy odrobić wszyscy. Droga lekcja. Oby nas było na nią stać.

Otrzymuj informacje od IZiD

Adres e-mail będzie wykorzystywany zgodnie z Polityką Prywatności dostępną pod adresem https://www.izid.pl/polityka-prywatnosci/ wyłącznie do przesyłania Ci naszego newslettera oraz informacji o działalności Instytutu Zdrowia i Demokracji.

ikona ikona ikona